Długi Juan – Piracka przygoda po hiszpańsku

„Długi Juan” to album zbierający pirackie przygody, które Antonio Segura i José Ortiz tworzyli dla magazynu „Gran Aventurero”. Hiszpańscy mistrzowie komiksu wypływają tu na szerokie wody, a efekt ich współpracy okazuje się co najmniej zaskakujący.

Długi Juan

Załoga spod znaku absurdu

„Długi Juan” to wysoki blondyn o nieskazitelnej aparycji i czuprynie godnej reklamy L’Oréal. U jego boku — jak trafnie ujęto to w jednej z karczm — stoi „dwóch głupich osiłków, cherlawy Francuzik, smarkula i jeszcze jednooki dziad kuternoga”. Tej osobliwej drużynie marzy się sianie postrachu na morzach, poszukiwanie skarbów — niekoniecznie z mapą w ręku, równie dobrze może być wytatuowana na czyjejś klacie — oraz wsłuchiwanie się w muzykę wybijaną przez szczęk żelaza i wystrzały armat. W skrócie: piracka symfonia.

Ośmiostronicowe epizody doskonale sprawdzają się w lekkim popychaniu fabuły do przodu i wyprowadzaniu kolejnych żartów. Choć to seria przygodowa, to humor stanowi jej solidny trzpień. Pojawiają się powracające gagi, typowe dla serialowej konwencji — jak choćby stały refren: „Nie po to zostałem piratem, aby…” — no, choćby dźwigać armatę przez dżunglę. Ale gdy w końcu klingi szabel się krzyżują, zirytowany tekst zmienia się w wybuch euforii: „Po to zostałem piratem!”

Długi Juan

Seria otwiera się epizodem „Ahoj! Przygodo” — zawadiackim tytułem idealnie wprowadzającym w klimat. Fabuła daleka jest od sztampy: oto szajka kradnie działo i rusza na podbój okrętu… na tratwie. Dla tak śmiałej i idealnie dobranej drużyny nie ma rzeczy niemożliwych. Album zamyka historia ustatkowania po zdobyciu ogromnego skarbu. Ma to sens — wystarczyło zainwestować pieniądze, otworzyć własną knajpę i spokojnie doczekać starości. Problem w tym, że pragnienia przygody nie da się tak łatwo ugasić, a wiatr nieustannie wzywa na otwarte morze. Owszem, na drugim brzegu czeka na każdego pirata stryczek — ale w tym komiksie ta perspektywa nie jest szczególnie dojmująca.

Ortiz w wersji lżejszej

José Ortiz to mistrz czarno-białego komiksu — uwielbiam jego prace w Hombre czy Morganie. Oczami wyobraźni widzę, jak mógłby wyglądać Długi Juan w tamtej estetyce. Tymczasem graficznie mamy tu komiks przesunięty w stronę młodszego czytelnika. Plansze często dzielone są na sześć kadrów — choć nie jest to zasada żelazna, to właśnie ten rytm najczęściej wyznacza tempo opowieści. Miejscami można dostrzec charakterystyczne dla Ortiza krateczki i tekstury, ale dominują wyraźne kontury i żywe kolory.

W związku z tym Długi Juan bliżej ma do przyjemnego w odbiorze Marine niż do ociekającego przemocą Hombre. Wygląda na jeden z wcześniejszych komiksów duetu — co ciekawe, z wymienionych trzech pozycji to właśnie on powstał najpóźniej. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z pracą słabszą — to po prostu zupełnie inny styl. Można się rozczarować, jeśli szuka się mroku i obezwładniającego klimatu zagrożenia. Ale jeśli dać się porwać rytmowi szybkich przygód i lekkiemu humorowi, Długi Juan potrafi autentycznie wciągnąć i wywołać uśmiech.

Długi Juan

Jest też kilka poważniejszych tematów — jak choćby nieudany napad na galeon przewożący afrykańskich niewolników na handel. W takich sytuacjach, gdy niewolnicy ulegali chorobom lub — jak w tym przypadku — trzeba było opróżnić ładownię, by uciec, natywna afrykańska ludność spotykała los gorszy niż sama niewola: była spychana za burtę, skazana na utonięcie lub rozszarpanie przez drapieżne ryby. W tym właśnie momencie Długi Juan wykrzykuje z charakterem swoją deklarację. Może i niektórzy zwą ich piratami — on woli mówić o sobie: „wolni ludzie morza” albo „bracia wybrzeża”. I rzuca wyzwanie okrutnemu kapitanowi.

Długi Juan

Smak przygody

„Długi Juan” to album, który niesie ze sobą bryzę humoru i żywiołowych pomysłów. Oczywiście nawiązuje do klasyki gatunku przygodowego, ale o nudzie nie ma tu mowy. Zdarza się nawet, że załoga traci okręt — tylko po to, by zyskać nowego członka. Ich perypetie z powodzeniem mogłyby ciągnąć się dalej, bo za horyzontem wciąż czeka mnóstwo zatopionych skarbów. Ale — jak mawia Matuzalem — to już zupełnie inna historia. A przecież lepiej odejść od stołu lekko głodnym niż przejedzonym.

Scenarzysta: Antonio Segura

Ilustrator: José Ortiz

Tłumacz: Jakub Jankowski

Wydawca: Lost in Time

Format: 240×320 mm

Liczba stron: 96

Oprawa: Twarda

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: