Gwiazda pustyni. Tom 2 – Powrót do westernowego uniwersum Desberga

Desberg wrócił do „Gwiazdy pustyni” po 20 latach. Kontynuacja – a właściwie prequel – ukazała się w podobnej formule, czyli w dwóch około 50-stronicowych odcinkach. Egmont zebrał je w gustowny tom. Po przypomnieniu w zeszłym roku oryginalnej historii, nadszedł czas na premierowy materiał. „Gwiazda pustyni. Tom 2” to całkiem sprawny, nieźle wyglądający western — choć tym razem brak Mariniego piecze niczym słońce w zenicie, gdzieś pośrodku niczego.

Gwiazda pustyni. Tom 2

Powrót po dwóch dekadach

Zmiana rysownika, zmiana czasu opowieści — z wyraźnym cofnięciem zegara — zmiana bohaterów. Co pozostaje niezmienne? Desberg znów snuje ciekawą historię, choć tym razem nie napędza jej zemsta. Ta połyskuje gdzieś na horyzoncie i przyciąga postacie, które w przyszłości wywołają kaskadę wydarzeń. Ale tak to już bywa z prequelami — wiadomo, do czego wszystko zmierza. Klucz tkwi w odpowiednim rozbiegu i prowadzeniu fabuły, a z tego Desberg wywiązuje się znakomicie.

Gwiazda pustyni. Tom 2

W tle wciąż pobrzmiewa wysoka cena, jaką przyszło zapłacić za sprowadzenie postępu na Dziki Zachód. Im bliżej końca albumu, tym wyraźniej słychać tę nutę. Już pierwsza plansza wita czytelnika majestatyczną ciszą — z unoszącym się nad prerią pyłem. Ale to tylko chwilowe. Zaraz bezdroża przetnie kolej, a stalowe, ciężkie lokomotywy będzie widać i słychać z daleka. Szlak przecierają pionierzy, a tuż za nimi — cywilna ludność, wyprzedzająca fakty, podążająca za „amerykańskim snem”. Bo to proste: jesteś gdzieś pierwszy, masz największą szansę na znalezienie swojego miejsca i wzbogacenie się.

Cena postępu

Desberg prowadzi czytelnika od obskurnych miasteczek, przez pionierskie farmy pośrodku niczego, aż do wiosek rdzennych mieszkańców. I w żadnej z tych warstw nie wpada w sztampę. Na pierwszy plan wysuwa się wątek Oddechu Poranka, często przebywającego z plemiennym czarownikiem. Palenie ziół, żucie korzeni o właściwościach psychoaktywnych — trudno się dziwić, że chłopca ciągnie do namiotu Ducha Nocy. Z drugiej strony pojawia się młodziutka Gwiazda Pustyni, która staje przed wyborem między chłopakiem rozdartym między przeznaczeniem a własnymi emocjami, a silnym wojownikiem Brunatnym Niedźwiedziem.

Gwiazda pustyni. Tom 2

Desberg prowadzi wątki obyczajowe z wyczuciem, subtelnie oddając młodzieńcze niezdecydowanie bohaterów. Spokojne życie plemienia zostaje przecięte przez tzw. cywilizację — często sprowadzającą się do próby zarobienia kilku dolarów, niezależnie od kosztów. Nie wszyscy jednak są zepsuci; zwłaszcza wśród pionierów trafiają się postacie budzące sympatię — jak dziewczyna uratowana przed laty spod lufy zbirów, która dziś świeci najjaśniej. Nadal jednak trudno przełknąć wątek objazdowego burdelu podążającego za koleją — obecnego w obu tomach — który, w najlepszym razie, budzi grymas na twarzy.

Rzemieślnik po Marininim

A jak wypada warstwa graficzna? Labiano to solidny rzemieślnik – stworzył schludne, poprawne plansze, momentami zlewające się z tysiącem innych komiksów frankofońskich. Nie można mu odmówić warsztatu, a „Gwiazda pustyni. Tom 2” to album przyjemny dla oka i całkiem estetyczny. Problem w tym, że poprzeczka została postawiona bardzo wysoko – do dogonienia był Marini, artysta o charakterystycznym, malarskim stylu, którego prace Egmont powyszarpywał z rąk innych wydawnictw właśnie ze względu na tę wizualną wyjątkowość.

Gwiazda pustyni. Tom 2

Rozumiem, że nachalne naśladownictwo nie jest eleganckim rozwiązaniem, ale wystarczy spojrzeć na piąty tom „Skorpiona„, gdzie Critone wykonał doskonałą robotę — tak dobrze oddał styl Mariniego, że tylko wprawne oko dostrzeże różnice. Duch serii został zachowany (więcej tu – klik). Tymczasem Labiano nawet nie próbuje zbliżyć się do estetyki poprzednika. Z jednej strony – szanuję ten wybór. Z drugiej – trudno nie czuć rozczarowania. Może warto potraktować tom drugi jako pierwszy, jeśli jeszcze nie znacie tej serii? Wtedy lepszy kąsek zostawiacie sobie na koniec – i to ma sporo sensu. Marini widnieje na okładce, ale jako „kierownik artystyczny”. Co to dokładnie znaczy? Trudno powiedzieć.

Warto przeczytać

Niemniej warto poznać tę historię w całości, bo fabuły obu części ciekawie się ze sobą splatają. Zwłaszcza że druga odsłona jest dziksza w klimacie i czaruje krajobrazami nienaruszonymi przez cywilizację. Wielka szkoda, że to nie Marini namalował prequel — wyprawa na pustynię pełną gwiazd byłaby wtedy jeszcze piękniejsza.

Scenariusz: Stephen Desberg

Rysunki: Hugues Labiano

Tłumaczenie: Maria Mosiewicz

Wydawca Polski: Egmont

Liczba stron: 124

Wydawca Oryginalny: Dargaud

Druk: Kolor

Oprawa: Twarda

Format: 216×285 mm

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: